Hey!
Szkoła, szkoła, szkoła wszędzie!
Dodaję dzisiaj kolejny rozdział mojej wolno rozwijającej się książki.
Tworząc tego bloga miałam zamiar dodawać posty przynajmniej 2 razy w tygodniu. Każdy z nich miał dotyczyć kolejnych rozdziałów. Nie udało się jednak, ponieważ w szybkim tempie znalazłam kilku czytelników mojego bloga. Dziękuję wam, że czytacie moje rozdziały... Ale w związku z tym czytelniczki chciały mnie poznać i wyszło na to, że tylko nieliczne posty dotyczą książki "It's Already Doesn't Matter", a w większości dodaję posty o mnie ;)
Piszcie w komentarzu jakich postów wam brakuje i jakie najchętniej czytacie, a ja postaram się dorównać waszym propozycjom...
A tymczasem zapraszam na rozdział.
W
szkole Harry trochę się uspokoił. Trzecia lekcja, matematyka
wyprowadzała go z równowagi. Nic nie rozumiał, nic do niego nie
docierało, po prostu porażka.
Poza
tym przed pierwszą lekcją, kiedy wszedł do szkoły przed drzwiami
stali koledzy z klasy. Bez wątpienia wiedzieli coś na temat
ostatnich wydarzeń.
-
No i jak tam ziomuś? Już nie masz tej Katelyn przy sobie, co nie? -
odezwał się jeden z wrogich kumpli.
-
Daj mi spokój! - powiedział Harry próbując się odgryźć.
Szybko
odszedł w głąb szkoły nie chcąc mieć do czynienia z podobnymi
sytuacjami. Szedł rozglądając się po korytarzu i szukając
przyjaznych twarzy. Dotąd wszyscy znajomi, przyjaciele Harrego,
którzy wielbili go bardzo za jego talent piłkarski nawet na niego
nie patrzyli. O co chodziło? Czy jego popularność w szkole
polegała na byciu z Katelyn? Albo Steve coś im nagadał? Pod
szafkami również nikt na niego nie zareagował, nawet koledzy z
klasy. Było to żenujące i chore!
-
Hej... - odezwał się w końcu do jednej z mniej zauważalnych
koleżanek z klasy
-
Harry? A co ty tu robisz? - zaskoczyła się Less
-
Do szkoły przyszedłem... A co? Nie mogłem przychodzić? -
zirytował się
-
No niee... Ale wszyscy... Nie ważne! - zakończyła szybko
-
Co? Czekaj, o co ci chodzi? - denerwował się coraz bardziej Harry
-
Nic... O nic. Muszę iść, pa! - odbiegła
Coś
tu jest nie tak! To się robi coraz gorsze, nie do wytrzymania. Po
dzwonku udał się na pierwszą lekcję, co było najgorszym pomysłem
w dziejach.
Po
ostatniej lekcji Harry miał już tego życia dość. Takiej
desperacji nigdy w sobie nie dostrzegał. Nikt z nim nie rozmawiał,
a Steve cały czas spoglądał na niego przenikliwym wzrokiem. To
było bardzo dziwne.
Po
tym dniu, spędzonym samotnie nie miał wyjścia. Harry poczuł, że
nie może dłużej tak i zwariuje jak z kimś nie porozmawia. Katelyn
była dzisiaj nieobecna w szkole, co bardzo rozczarowało Harrego.
Miał nadzieję, że z nią porozmawia, coś wyjaśni. Nic z tego.
Rozczarowany
postanowił podejść do Loreen. Sam nigdy by nie pomyślał, że
zrobi coś takiego.
-
Loreen...- powiedział cicho – Co tam?
Nieoczekiwanie
dziewczyna odwróciła się z blaskiem w oczach. Loreen była
najbrzydszą i najgorszą laską w szkole. Nikt z nią nie rozmawiał
i zawsze się z niej śmiali.
-
Ty mówisz do mnie?
-
Tak, a co? - już żałował tej decyzji
-
Nic... Alee...- jąkała się brzydula
-
Weź daj spokój i nie gadaj. Chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał
zirytowany
-
Ale co?
-
Może o co chodzi całej szkole? Co tu się stało?
-
Ja nie mam nic do powiedzenia... - odpowiedziała smutno – Wiesz,
że nikt mi nic nie mówi...
-
Zobaczymy, chociaż coś mi pomoże... - odpowiedział blady Harry